Choć pewnie większość osób pomyśli że nie mam większego powodu... że moje mikroskopijne problemy nie równają się z innymi poważnymi... Na swoją obronę napiszę w skrócie pewnien artykół który czytałam nie dawno w pewnej gazecie :
"(...) Obawiam się, że ja też z Twojego punktu widzenia jestem ograniczona, bo tak samo jak inni czytelnicy przejmuję się koleżankami, miłością i mam masę drobnych problemów. Muszę Cię, xxxx, zmartwić, ale nie istnieją problemy obiektywnie mnie i bardziej ważne. Oczywiście wiele osób umie zapomnieć o sobie, mysleć o głodzie na świecie, suszach czy wojnach, w których od tysięcy lat giną tysiące niewinnych osób. Niestety, zdaniem psychologii, nie ma problemów nie ważnych, ponieważ każda trudna sytuacja, która człowieka przerasta, może byc powodem do poważnych zaburzeń psychicznych. Nie wydaje mi się jedank, aby wojny ze skejtami były czymś poważniejszym niż rozterki miłosne. Nietolerancja, brak wyrozumiałości- to co innego. Jednak czy Ty sama nie patrzysz na nietolerancję wyłącznie przez pryzmat swoich problemów? Jesteś pewna, że masz prawo wartościować problemy ludzi, bo mają inne kłopoty niż Ty? Ja bym się na to odważyła. (...)"
A więc chyba jestem uspraiwdliwiona ze swojego chwilowego niezadowolenia z życia;-/